Rozdział
VIII
- Nikki? Co tu się dzieje? – po
piętnastu minutach do pokoju wpada przerażony Paul, nerwowo rozglądając się po
pokoju. Zauważa mnie siedzącą na podłodze, przypalony dywan i przeciera oczy ze
zdumienia. Pociąga mnie za ramię i siłą wyprowadza z pomieszczenia.
- Nic ci nie jest? Co to ma
znaczyć? – mówi przyglądając mi się z każdej możliwej strony.
- Lampka nocna spadła ze stolika.
Musiało się zrobić zwarcie i stąd ten mały ogień.
Staram się, by moje słowa były
jak najbardziej wiarygodne. Widzę jak mięśnie twarzy Paula mocno się zaciskają.
Całe szczęście, że udało mi się rozbić moją ukochaną lampę zanim tata wpadł do
pokoju. Dzięki temu uniknęłam tłumaczenia chociaż z tego powodu.
- Mały ogień? Dziewczyno!
Spaliłaś prawie połowę pokoju! Mogło ci się coś stać! – słyszę jak po schodach
wchodzi zaniepokojona całą sytuacją Anabelle.
- Wszystko w porządku?
Niemal szeptem powtarzam wersję,
którą wcisnęłam Paulowi, ale mam wrażenie, że Anabelle mi nie wierzy. Nie
wydaje się jednak, żeby miała o swoich wątpliwościach powiedzieć ojcu za co
jestem jej w duchu wdzięczna.
- Zaraz, zaraz. Czym ugasiłaś
ogień?
No i tu właśnie moje dobre
pomysły się skończyły. Za nic w świecie nie wymyśliłam dobrego wytłumaczenia na
to, skąd w moim pokoju znalazła się gaśnica.
- Dostałam go od któregoś z gości
podczas przyjęcia powitalnego. - No cóż, przynajmniej w tej kwestii nie kłamię.
Widzę jednak, że ta historyjka nie ma prawa bytu i choćby tata ujrzał stado
krasnoludków, wampirów i demonów nie uwierzyłby mi za żadne skarby świata.
- Dość tego – nakazuje gestem
ręki, abym zamilkła, co natychmiast robię. Zadzwoń do Lisy, przenocujesz dziś u
niej, a ja zajmę się tym wszystkim jutro.
Posłusznie biorę z pokoju telefon i
pakuję do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Na dworze jest już ciemno, staram się
więc to zrobić jak najszybciej. Wychodząc z domu ogarnia mnie dziwne uczucie.
Stoję na przystanku autobusowym, by jakoś dostać się do centrum miasta, gdzie
mieszka moja przyjaciółka. Wieje chłodny, ale całkiem przyjemny wiatr, czuję
jak szczypie moje blade policzki. W pojedynczych domach świecą się jeszcze
światła, choć większość jest już pogrążona w całkowitej ciemności. Cieszę się,
że chociaż przystanek władze miasta oświetliły całkiem porządnie, tak, że w
zasadzie zupełnie nie było się czego bać. Światła latarni padały szerokim
łukiem, otaczając duży areał wokół niego.
Kiedy wreszcie wsiadam do autobusu,
zajmując miejsce na samym końcu, jak to miałam w zwyczaju, nieco zmarzniętymi
dłońmi wyciągam komórkę i wybieram numer do Lisy. Streszczam jej krótko całą
sytuację, choć czuję się niewyobrażalnie głupio, mówiąc o rzeczach, które w
normalnym świecie nie powinny mieć miejsca. Jak na złość Lisy nie ma w domu,
gdyż wybrała się wraz z rodzicami odwiedzić swoich dziadków. Przygryzam lekko
dolną wargę. Nie mam pojęcia co teraz zrobić. Nie chcę wracać do domu i
sprawiać ojcu jeszcze więcej problemów, a do Jamiego też nie mogę iść, ponieważ
on również jest ze swoją dziewczyną. Postanawiam zatrzymać się na noc w jakimś
hotelu, a rano wrócić spokojnie do domu. Przed tym decyduję się jednak jeszcze
na moją ukochaną gorącą czekoladę w Rosa Caffee.
Przekraczając próg
kawiarni zauważam, że o tej porze są tu wyłącznie dwie osoby, nie licząc
znajomej blondynki za barem. Jest pusto, a z radia płynie cicha i spokojna
muzyka, która sprawia, że natychmiast się odprężam. Składam zamówienie i siadam
przy jednym ze stolików, tyłem do wejścia. Głowę ciężko opieram na dłoniach.
Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić, a mam wrażenie jakby z każdym
dniem sytuacja komplikowała się jeszcze bardziej. Spoglądam uważnie na swoje ręce,
obracając je w każdą stronę. Są ciepłe, powiedziałabym wręcz, że parzą, ale to
nie jest żaden film science – fiction ani bajka, żeby działy się ze mną takie
rzeczy! Resztki bladoróżowego manicuru, który wykonała mi Lisa przed wyjściem
ze szpitala wyglądały okropnie, ale nie miałam ostatnio czasu by przejmować się
czymś takim jak niedomalowane paznokcie.
Słyszę jak para za mną powoli zbiera się do wyjścia, dziękując za kawę. Zostałam sama, jednak już po chwili słyszę dźwięk małego, metalowego dzwoneczka, oznajmiającego kobiecie przy barze, że ma kolejnego klienta. Sięgam do kieszeni płaszcza, gdzie trzymam zwinięty list od Jacoba. Mam ochotę podrzeć go na drobne kawałki, by choć w ten sposób odrobinę sobie ulżyć i rozładować napięcie, jakie zbiera się we mnie od dawna. Czuję, że ktoś nade mną stoi. Bardzo wolno się obracam i kiedy moim oczom ukazuje się facet, przez którego tyle cierpię nie potrafię się ruszyć. Jakby ktoś przywiązał mnie do krzesła. On natomiast siada naprzeciwko mnie, w całkowitym milczeniu, z zaciśniętymi ustami, nerwowo mnąc czerwoną serwetkę narzuconą na stolik.
Słyszę jak para za mną powoli zbiera się do wyjścia, dziękując za kawę. Zostałam sama, jednak już po chwili słyszę dźwięk małego, metalowego dzwoneczka, oznajmiającego kobiecie przy barze, że ma kolejnego klienta. Sięgam do kieszeni płaszcza, gdzie trzymam zwinięty list od Jacoba. Mam ochotę podrzeć go na drobne kawałki, by choć w ten sposób odrobinę sobie ulżyć i rozładować napięcie, jakie zbiera się we mnie od dawna. Czuję, że ktoś nade mną stoi. Bardzo wolno się obracam i kiedy moim oczom ukazuje się facet, przez którego tyle cierpię nie potrafię się ruszyć. Jakby ktoś przywiązał mnie do krzesła. On natomiast siada naprzeciwko mnie, w całkowitym milczeniu, z zaciśniętymi ustami, nerwowo mnąc czerwoną serwetkę narzuconą na stolik.
- Nicole… - zaczyna, a ja nie wytrzymuję i wymierzam mu siarczysty
policzek. Ręka strasznie boli, ale w tym momencie jest to najlepszy ból jaki
kiedykolwiek czułam. Szybko wstaję i nie czekając nawet na zamówienie wybiegam
na ulicę. Nie obchodzi mnie co ma mi do powiedzenia. Jestem na niego cholernie
wściekła.
- Nikki! Zaczekaj! – słyszę za sobą jego głos, ale nie przejmuję się
tym i idę dalej, w kierunku najbliższego hotelu. Szybko mnie dogania, a kątem
oka zauważam, jak wyciąga już do mnie rękę by mnie zatrzymać, lecz natychmiastowo
ją cofa, jakby bał się, że mogę zareagować jeszcze gorzej.
- Wiem, że potrzebujesz odpowiedzi. Myślę, że mogę ci pomóc. – Na
dźwięk tych słów zatrzymuję się na chwilę i posyłam mu mordercze spojrzenie.
Jego oczy są całkiem zwyczajne – żadnych błysków, płomieni ani innych tym
podobnych zjawisk. Przypatruje się chwilę jego skruszonej minie, po czym syczę
tylko „dupek”, po czym natychmiast ruszam dalej. Oczywistością było, że
chciałam go zapytać o wiele rzeczy, a potem móc nawrzeszczeć na niego i wyrzucić
całą złość.
- Nicole, błagam. Mi też nie jest łatwo.
Nie wytrzymuję.
- Tobie nie jest łatwo?! – krzyczę, nie zwracając uwagi, że niektórzy
ludzie na ulicy przypatrują się całej scenie. – Pomyślałeś chociaż przez chwilę
co czuję ja? Bo jakoś mi się nie wydaje!
Jacob nieco speszony,
cichym głosem prosi, żebym się uspokoiła. Przywołuję się do porządku, nie chcąc
wydzierać się na środku ulicy na tego kretyna. Momentalnie wszystkie emocje we
mnie eksplodują i zaczynam płakać. Słone łzy spływają mi po policzkach, a ja
nie potrafię ich powstrzymać. Ryczę jak małe dziecko. Jacob nie rusza się z
miejsca, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Nieznacznie się do mnie
przybliża, ale milczy i pozwala bym się wypłakała. Z kieszeni czarnej,
skórzanej kurtki wyjmuje paczkę miętowych chusteczek i niezdarnie mi je podaje.
Wygląda jakby bał się mnie dotknąć. Biorę jedną z nich i przecieram oczy, po
czym opieram się o ścianę jednego z budynków. Jest strasznie zimna, ale nie
przeszkadza mi to. Chłód jaki daje, pozwala mi się wziąć w garść.
- Lepiej?
Nigdy nie będzie lepiej – przemyka mi przez myśl, ale kiwam twierdząco
głową. Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości.
Od: Lisa
Wiem, że nie chcesz tego
słuchać, ale muszę ci to powiedzieć bo inaczej nie wytrzymam. Pamiętasz,
mówiłaś mi kiedyś, że gdy spotkałaś tego całego Jacoba w kawiarni powiedział na
końcu coś na F… Myślę, że chodziło mu o „Fuego”. Po hiszpańsku to znaczy ogień.
To by miało sens. Proszę, uważaj na siebie. L.
Wiadomość w sumie mnie nie zdziwiła. Wątpiłam, czy cokolwiek związanego
z tym człowiekiem może mnie jeszcze zdziwić. Biorę głęboki wdech i wolno
wypuszczam powietrze.
- Jesteś gotowa porozmawiać?
- Tak.
- Możemy gdzieś usiąść? Chyba nie chcesz prowadzić tej rozmowy tutaj.
- Nie. Muszę zarezerwować hotel na noc, myślę, że znajdziemy tam jakąś
restaurację. Jestem strasznie głodna. – Złość niemal całkiem już opadła, ale
nadal boję się mu zaufać. Idziemy w milczeniu, tak jak za pierwszym razem gdy
go spotkałam, a kiedy docieramy do Grand Hotel, rezerwuję pokój,
odbieram kluczyk po czym ruszamy do restauracji znajdującej się na parterze. W
środku panuje lekki półmrok, a z sali dobiegają jedynie ciche szepty prowadzonych rozmów.
Restauracja może nie wygląda na pięciogwiazdkową, ale jest całkiem miła i przytulna. Stoliki przykryto krótkimi, białymi obrusami a na nich w wysokich wazonach postawiono po jednej róży. Teoretycznie skromnie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. W tej chwili marzę jedynie by coś zjeść a przy okazji dowiedzieć się o co tak naprawdę tu chodzi. Siadamy z Jacobem przy stoliku, zamawiamy średnio wysmażone steki i wodę mineralną. Przez dłuższą chwilę milczymy, nie wiedząc od czego zacząć. W końcu chłopak się przełamuje i ostrożnie, jakby ważył każde słowo mówi to co powinien zrobić już dawno:
Restauracja może nie wygląda na pięciogwiazdkową, ale jest całkiem miła i przytulna. Stoliki przykryto krótkimi, białymi obrusami a na nich w wysokich wazonach postawiono po jednej róży. Teoretycznie skromnie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. W tej chwili marzę jedynie by coś zjeść a przy okazji dowiedzieć się o co tak naprawdę tu chodzi. Siadamy z Jacobem przy stoliku, zamawiamy średnio wysmażone steki i wodę mineralną. Przez dłuższą chwilę milczymy, nie wiedząc od czego zacząć. W końcu chłopak się przełamuje i ostrożnie, jakby ważył każde słowo mówi to co powinien zrobić już dawno:
- Przepraszam. – patrząc w jego szare oczy, dostrzegam, że mówi to
szczerze. Nieco więc łagodnieję, choć wciąż się go boję. – Wiem, że to wszystko
cię przerasta, ale nie mogłem zrobić tego inaczej.
- Nie mogłeś? – przerywam mu. – Jasne że mogłeś. Mogłeś nie kłamać. To
przede wszystkim. Naprawdę miałeś mnie za taką idiotkę?
Nieomal czuję jego zażenowanie.
- To nie tak… Nie miałem wyboru. To Oni mi kazali. Nie mogę Im się
sprzeciwiać.
- Nie rozumiem? Jacy oni?
Jacob głośno wciąga powietrze i na chwilę przymyka oczy.Czuję, że za chwilę wszystko się wyjaśni.