.

czwartek, 5 lutego 2015

Nieistnienie




Rozdział VI


- Nicole? Co się dzieje? Kto to jest?
- Co za cholerny kłamca! – syczę ze złości.-  Jak mogłam być taką idiotką!
- Wytłumaczysz mi wreszcie o co chodzi czy będziesz klęła, dopóki nie usłyszą cię wszyscy na dole?
Przekręcam laptopa w jej stronę, pokazując zdjęcie krótko ostrzyżonej blondynki.
- Nadal nie rozumiem o co chodzi. To Lilith Sparkson, w gazecie która leżała u ciebie w kuchni były jej zdjęcia sprzed kilku lat. Co ma wspólnego z kłamaniem?
Nerwowo zaciskam pięści i próbuję się nie rozpłakać.
- Jej zdjęcie pokazał mi Jacob, wtedy w kawiarni.
Lisa milczy, nadal nie do końca rozumiejąc chyba co właściwie usiłuję jej przekazać.
- Powiedział że to jego narzeczona, która zmarła w wyniku wypadku. Że nie może bez niej żyć.
Przyjaciółka lekko otwiera usta ze zdziwienia.
- Chcesz mi powiedzieć, że wmówił ci, że aktorka, która zmarła pięć lat temu jest jego narzeczoną? Głuptasie. Wszyscy ją znają.
- Widocznie nie wszyscy. – warczę zamykając komputer.
- To się zrobiło naprawdę pokręcone. Już wtedy uważałam go za psychola, ale teraz przeszedł samego siebie. Niech tylko spróbuje się do ciebie zbliżyć, to będzie miał do czynienia ze mną – ostatnie zdanie mówi podciągając rękaw satynowej bluzki, napinając mięśnie przedramienia i pokazując mi swoje chude bicepsy. Momentalnie zanoszę się śmiechem, a Lisa po chwili do mnie dołącza. To rozładowuje nieco napięcie, ale mimo to nie potrafię przestać o tym myśleć. Równie dobrze mógł mnie zaciągnąć w jakiś ciemny zaułek i coś zrobić. Na samą myśl robi mi się niedobrze.
            Jestem na siebie cholernie zła. Uwierzyłam komuś, kogo praktycznie nie znałam. Lisa obejmuje mnie troskliwie ramieniem i w tym momencie do kuchni wchodzi Jamie, wręczając mi ogromne i strasznie ciężkie pudełko, owinięte papierem w kolorze zieleni pachnącym jaśminem.
- Witaj w domu. – Lekko zakłopotany przeczesuje palcami swoją bujną czuprynę.
- Co to takiego? – śmieję się. – Czyżbyś kupił mi zapas czekolady na doła?
- Nie, to dość… specyficzny prezent. Wydaje mi się, że przyda ci się ich takich więcej. – zerka w stronę Lisy, ale widząc iż ta nie zwraca na tą całą sytuację najmniejszej uwagi, powoli do niej podchodzi, przytula i całuje w czoło. Wyglądają razem tak słodko. Chciałabym żeby i mnie ktoś traktował w ten sposób. Moje związki jednak były dość niedojrzałe, a faceci na których trafiałam okazywali się dupkami. Chore serce także nie stanowiło fajnego dodatku. Nie mogłam chodzić z chłopakami na imprezy, pić alkoholu, mimo iż byłam już po osiemnastce. Dodatkowo blizny na klatce piersiowej pozostałe po nieudanych operacjach nie pozwalały mi nosić bluzek z dekoltem. Do dziś pamiętałam dzień, w którym odważyłam się pokazać blizny, zakładając nową, ciemnoczerwoną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu. Napotkałam się jednak wyłącznie z ciekawskimi spojrzeniami i niezbyt dyskretnymi pytaniami, które utkwiły mi w głowie tak bardzo, że postanowiłam iż nigdy więcej jej nie założę. Nie rozumiałam wtedy, jak ludzie mogą kogoś poniżać tylko z powodu blizn.
             Późnym wieczorem, gdy wszyscy goście już poszli, siedzę na swoim łóżku trzymając w rękach list od Jacoba, który wysłał mi w zeszłym tygodniu. Moja złość nieco już opadła, mimo to nie potrafię przestać się tym przejmować. Czuję się jak małe, bezbronne dziecko, które nie rozumie jeszcze do końca świata. Spoglądam na drewnianą szafkę przy łóżku, na której leży szkatułka, którą dostałam od dr Wolfa. Kolejny element układanki, niepasujący do niczego. Mam jednak pewien pomysł, który zamierzam zrealizować następnego dnia.


***


      Gdy tylko tata wychodzi do pracy, ubieram się w czarne, przylegające rurki, błękitną koszulę oraz zakładam wisiorek, który dostałam kiedyś od mamy na urodziny. Połyskuje złoto, a zawieszka w kształcie połówki serduszka, która sięga moich wystających kości obojczykowych sprawia, że czuję się trochę dziwnie. Zakładam skórzaną kurtkę i mój ulubiony szal, układając go sprawnie wokół szyi. Po drodze zgarniam klucze i telefon do niedużej, skórzanej torebki, a następnie wychodzę z domu prosto na przystanek autobusowy, gdzie czekam na swój środek transportu. To, co planuję zrobić, być może jest głupie, ale nie zamierzam się teraz nad tym zastanawiać. Kiedy docieram na miejsce i staję przed wielkim budynkiem szpitala głośno wciągam powietrze. Moje brąz włosy lekko powiewają na wietrze, a wokół przemieszczają się dziesiątki ludzi. Zaciskam nerwowo dłonie, przyglądając się z uwagą szpitalowi. Tyle razy tu byłam, jednak nigdy nie zwróciłam uwagi na to, jak wiele osób tam wchodzi i wychodzi. Możliwe, że gdzieś tam jest ktoś, kto choruje podobnie jak ja. Nie myślałam do tej pory o tym w ten sposób. Zawsze po operacji byłam zajęta sobą i smutkiem jaki mnie pochłaniał i z każdą chwilą coraz bardziej pociągał w dół. Biorę się jednak w garść i wolnym krokiem podążam do środka. Idę przez labirynt korytarzy, aż w końcu trafiam do rejestracji, gdzie za biurkiem siedzi drobna kobieta, ubrana w biały fartuch. Jej włosy przyprószone są już siwizną, a na okrągłej twarzy widać mnóstwo zmarszczek. Na blacie biurka leży mnóstwo papierów, zapewne kart pacjentów, które skrupulatnie przegląda i wypełnia. Podchodzę bliżej.
- Yyy.. Przepraszam?
         Nie wiadomo z jakiego powodu czuję się zawstydzona i natychmiast czerwienieję na twarzy. Przecież nie robię nic złego, a mimo to nie potrafię się pozbyć wrażenia, jakby ktoś śledził każdy mój krok i czekał tylko aż zrobię coś nieodpowiedniego.
- Słucham.
- Chciałam zapytać… Czy dr Wolf ma dziś może dyżur w szpitalu?
Kobieta podnosi głowę i uważnie mi się przygląda.
- Dziecko, nie znam nikogo o tym nazwisku. Nie zawracaj mi głowy głupimi żartami.
- Ale jak to? Dr Wolf – kardiochirurg, operował mnie kilka dni temu.
Starsza pani patrzy na mnie z lekceważeniem, wzdycha i wraca do swojej pracy. Nie rozumiem co tu jest grane.
- Pracuję tu ponad trzydzieści lat, znam wszystkich, od lekarzy po sprzątaczki i możesz mi uwierzyć, że nie ma tu nikogo takiego. Kardiochirurgów mamy tylko dwóch: dr Witness i dr Stacy.
          Otwieram usta ze zdziwienia. Przecież to niemożliwe, dokładnie pamiętam jak się nazywał, rozmawiałam z nim, dał mi tą cholerną szkatułkę, której nadal nie potrafię otworzyć. Liczyłam, że uda mi się dziś z nim porozmawiać i wyjaśni mi co nieco. Takiego obrotu sprawy się jednak nie spodziewałam. Dziękuję kobiecie za pomoc i wychodzę ze szpitala. Chyba muszę sobie kupić wielką korkową tablicę, taką, jaką mają detektywi, wieszać na niej zdjęcia i wszystko co jest związane z tym pokręconym tygodniem bo inaczej całkiem się w tym pogubię.
        Kiedy wracam do domu w kuchni czeka już na mnie tata, z nieco groźną miną. Widocznie wrócił do domu nieco wcześniej, a kiedy mnie w nim nie zastał zamartwiał się o mnie, tak jak robił to zawsze.
- Nicole, gdzieś ty była? Odchodziłem od zmysłów. Co z twoją komórką? Dlaczego nie odbierałaś?
Odruchowo wyciągam z torebki telefon. No tak. Jakby inaczej.
- Przepraszam, bateria mi padła. – uśmiecham się, próbując go tym nieco uspokoić. Jego nastrój widocznie się poprawił, kiedy zobaczył, że jestem cała i zdrowa.
- Następnym razem zadbaj o to, żeby była naładowana, zgoda?
- Tak tato.  – I po chwili dodaje – Naprawdę przepraszam. Nie zrobiłam tego specjalnie.
Odgarniam kosmyk włosów za ucho siadając obok Paula przy stole kuchennym.
- Jesteś głodny? Mogę coś ugotować.
          Tata kiwa tylko twierdząco i zabiera się za czytanie niedokończonej rankiem gazety. Z dolnej szafki biorę mały, zielony garnek i napełniam go wodą. Stawiam go na blacie i rozglądam się w poszukiwaniu zapalniczki. Przeszukuję wszystkie możliwe miejsca, a kiedy jej nie znajduję wyciągam z szuflady paczkę zapałek. Wyjmuję jedną z nich, a kiedy już mam przesunąć nią po drasce ona zapala się sama.
          Staję jak wryta. To niemożliwe. Musiałam przez przypadek zahaczyć o pudełko.  Machinalnie zdmuchuję płomień. Wyjmuję kolejną i znów to samo. Zerkam ukradkiem w stronę taty, jednak on jest zajęty lekturą New Times’a i nie zwraca uwagi na moje poczynania. Wysypuję zawartość całego pudełka i delikatnie podnoszę kilka zapałek. Trzymam je nieco oddalone od twarzy, tak by w razie czego nie wyrządziły mi żadnej krzywdy. Tym razem sytuacja także się powtarza, a ogień jest większy i przybiera mocną, jaskrawą barwę. Mam ochotę krzyknąć z przerażania, ale obawiam się, że zostałabym uznana przez tatę za kompletną idiotkę. Zbliżam płomień do kuchenki i po chwili stawiam na nim garnek z przygotowaną wcześniej wodą.

Nic się nie dzieje, Nicole. To tylko twoja wyobraźnia.

Siadam obok taty, czekając aż woda się zagotuję i wpatruję się w swoje dłonie. Paul podnosi wzrok znad gazety. Przygląda mi się bardzo dokładnie, marszcząc brwi, jakby nad czymś intensywnie myślał. Po dość długiej chwili w końcu wybucha, przewracając oczami.
- No nie mogę.
- O co chodzi? – Nie potrafię ukryć zdziwienia.
- Dziecko. Wychowywałem cię tyle lat i to jest niemożliwe, żebym przeoczył coś takiego.
- Nie rozumiem?
- Podejdź ze mną do lustra. Bo albo mam przywidzenia albo nie znam swojej córki tak dobrze jak myślałem.
Wykonuję polecenie i staję przed dużym, prostokątnym lustrem, które wisi na ścianie w holu. Widzę swoje odbicie bardzo wyraźnie, a tuż obok mojego tatę.
- Skąd do cholery wzięło ci się to?
Czas dla mnie staje w miejscu.

14 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza!
    Kolejny niesamowity rozdział! Podoba mi się tok rozumowania Nicole. Nie spodziewałam się po Jacob'ie takiego zachowania.
    Czekam nn
    memento-mor-louella-angel.blogspot.com
    (Madziula [nocny-artysta.blogspot.com] dodała nowy rozdział)
    *Lou*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś zakończyć w tak ciekawym momencie? :P Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :D
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim momencie serio? Mam nadzieje, że rozdział pojawi się szybko bo już nie mogę się doczekać. Weny życzę, weny.
    Pozdro
    LS

    OdpowiedzUsuń
  4. Co Jacob kombinuje? A może jednak była to prawda?
    Czy jego narzeczoną mogła być gwiazda?
    A jeśli nie, to po co te kłamstwa? I jak to nie ma dr. Wolfa?
    Więc kto przeprowadził operację i dlaczego dał jej tę szkatułkę??

    Ach, tyle mam pytań i tak czekam na kolejny rozdział!
    Życzę duuużo weny! :)

    http://zasnute.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny! ♡ W takim momencie przerwać! Jak mogłaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy znalazłam przypadkowo Twój blok pomyślałam sobie, że jest on taki życiowy. Dzisiejszy rozdział rozwiał tą myśl. :) Super opowiadanie. ♡ Czekam na następny rozdział i życzę weny twórczej.
    Pozdrawiam
    Sasza. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początek bardzo przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz. To wszystko przez szkołę! Rozumiesz mnie, prawda?
    Jeśli chodzi o rozdział, to bardzo mi się podobał! Muszę na Ciebie nakrzyczeć! Dlaczego przerwałaś w takim momencie?! No co to ma znaczyć?! Ja przez Ciebie umieram z ciekawości! xD Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się szybko, bo naprawdę umrę :D
    Hmm.. Ciekawe, że zapałki same się zapaliły. Czy Nicole ma jakiś dar? :D Fajnie by było!
    Ech. Jacob oszukał bohaterkę! Mówił, że jego dziewczyna umarła! Kłamał, a ja mu współczułam! :/ Ciekawie, gdzie on teraz jest?
    Jeszcze ten lekarz. O ile jest lekarzem! Co z nim? Że go wcale nie było? Wow! Jestem w szoku!
    Czekam na nn! Potopu weny życzę, buziaczki :***
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział zwala z nóg! :D Czyli wychodzi na to, że nasza bohaterka została nie tylko okłamana, ale i do tego wykorzystana... No właśnie, do czego? Co tak naprawdę stało się podczas operacji? Nie wierz, że przeszczepiono jej ZWYKŁE LUDZKIE serce. A może w ogóle nie dokonano przeszczepu tylko wstrzyknięto coś do je starego, jakąś moc... No, no,no, doktorek od początku wydawał mi się podejrzany, a teraz okazuje się, że nikt taki nie pracuje w szpitalu! I jeszcze Jacob zapadł się pod ziemię. On i doktorek pracują razem, to jest pewne. I pewne jest to, że nie są zwykłymi ludźmi. Przeczuwam jeszcze, że Jamie wie coś o tym, ukrywa coś przed Niki. Czyżby spiskował z wyżej wspomnianymi? :O (nawiasem mówiąc, co dostała Niki od niego? Tą czekoladę czy jeszcze dziewczyna nie otworzyła prezentu? Oświeć mnie błagam ;--;)
    Niki zaczyna odkrywać swoje zdolności pirotechniczne/ władzy nad ogniem (kto co woli) :D Nie dziwie się, że jest zszokowana tą sytuacją; kto normalny zareagowałby spokojem, gdy zapałki w jego dłoniach same się zapalały? ;)
    Chyba wiem, o co chodziło Paulowi i co zobaczyła w lustrze Nicol...
    Czekam na nn i życzę weny ;*
    P.S. Boski szablon( który utwierdza mnie w moim przeczuciu powyżej) *-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Co ona tam ma mów natychmiast, bo zaraz padnę. Dawaj rozdział. Mrau... dr. Wolf Ciekawy facet. Dobra a teraz gadaj co jest w szkatułce, o co chodzi z ta dziewczynąm doktorem, jackobem i co ona tam ma????? Szaitan

    Zapraszam do mnie
    loswybieradroginaktorychsiespotykamy.crazylife.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej!
    Dopiero trafiłam na Twojego bloga i jestem z tego powody bardzo zadowolona. Dobrze, że na razie jest tylko 6 rozdziałów, to jeszcze idzie nadrobić :)
    A co do tego rozdziału uważam, że jest super! Tyle zagadek stawiasz przed czytelnikiem, najpierw ten Jacob, co on może kombinować, potem ten doktor, którego nie znają w recepcji, a teraz jeszcze zakończyłaś w takim momencie nie no nie wybaczę Ci tego :p Żarcik, ale wstawiaj szybko następny :D
    Jeśli będziesz miała chwilę i zechcesz, serdecznie zapraszam do mnie: ;)
    http://wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com/
    Pozdrawiam i weny życzę :**
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
  11. Sypnęłaś w tym rozdziale tyloma zagadkami, że naprawdę chciałabym móc przeczytać już kolejny. Na początek ta sprawa z doktorem Wolfem, potem te zapałki, a na koniec... No właśnie co? Co takiego zobaczył ojciec dziewczyny? Jak mogłaś przerwać w takim momencie... Eh... Cóż trudno pozostaje mi czekanie, tymczasem muszę ci powiedzieć, że ten rozdział jest świetny. Bardzo podoba mi się to, że jest dłuższy niż poprzednie, przynajmniej mam takie wrażenie, plus jeszcze ten szablon. Genialnie pasuje do klimatu tej historii. Cóż pozostaje mi życzyć ci weny! Do napisania! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominuję Cię Liebster Blog Award!
    http://patria-by-leonessa-de-argentum.blogspot.com/2015/02/liebser-blog-award-3.html

    OdpowiedzUsuń
  13. No hej, ogólnie to wkręcam się coraz bardziej! popracuj trochę złotko nad interpunkcją i może tak wyjustuj tekst ? o.O A co do treści, to nie mam nic do zarzucenia, Jacob, Jacob... taki tajemniczy :3 Idę czytać dalej . :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, niezależnie czy pozytywny czy negatywny, daje motywację! :)