.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Mała złośnica



Rozdział VII

          Uparcie wpatruję się w miejsce na czole, które wskazał mi tata, na którym widnieje dość ostry zarys blizny w kształcie litery „Y”. Przesuwam po niej dłonią. Nie boli, ale nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miała jakąś bliznę w tym miejscu!
- Szczerze sama dopiero teraz to zauważyłam – odpowiadam spokojnie, choć w środku każda cząstka mej świadomości ma ochotę krzyczeć.
         Szybkim krokiem zmierzam do kuchni, by zabrać się za przygotowanie zaczętego obiadu. Tata nadal stoi w tym samym miejscu, lecz po chwili kręci z niedowierzaniem głową i udaje się do swojego pokoju na końcu korytarza. Przez moją głowę przebiegają setki myśli. Doskonale wiem, gdzie widziałam już identyczną bliznę, a to nie zwiastowało nic dobrego. Po raz kolejny sprawa wiąże się w dziwny sposób z Jacobem. Drżącymi palcami wystukuję wiadomość do Lisy.

Do: Lisa
Wpadniesz po południu? Proszę. Możesz zabrać Jamiego.

          Długo nie muszę czekać na twierdzącą odpowiedź. Oboje wiedzą o tej sprawie dość dużo, by pozwolili mi na to spojrzeć z innej perspektywy i z większym dystansem. Może to tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Podczas gotowania obiadu bardzo ostrożnie obchodzę się z ogniem i wszystkim co jest z nim związane. 

        W milczeniu spożywam zupę w samotności, bawiąc się jedzeniem. Nie potrafię nic przełknąć, bo zbyt bardzo się boję analizować to wszystko. Potrzebuję odpowiedzi, a nie kolejnych zagadek, których za żadne skarby nie potrafię rozgryźć. Słysząc dzwonek do drzwi natychmiast się podrywam, a kiedy widzę swoich przyjaciół odruchowo się uśmiecham. Zapraszam ich do pokoju na piętrze i wszyscy siadamy na łóżku. Lisa i Jamie przypatrują mi się dziwnym wzrokiem.
- Nie odpakowałaś jeszcze prezentów. – Jamie przerywa niezręczną ciszę, wskazując skinieniem głowy na leżące koło szafy pakunki. Na biurku ustawiłam natomiast bukiety kwiatów w kryształowych wazonach.
- Jakoś nie miałam do tego głowy.
Po raz kolejny zapada niezręczna cisza. Nieomal słyszę bicie mojego nowego serca. Kurczę. Brzmi to dość dziwnie. Ktoś musiał zginąć, żebym ja mogła żyć. Jakie to niesprawiedliwe.
- No dobra, gadaj co się dzieje? – Lisa poprawia się na łóżku podpierając rękami. Jej bujne, rude loki związane są dziś w wysokiego koka na czubku głowy. Przy uszach wypuściła pojedyncze pasma, które podkreślają jej kształt twarzy.
         Opowiadam im drżącym głosem o wszystkich swoich wątpliwościach i obawach związanych z wydarzeniami ostatniego tygodnia. Wysłuchują mnie bardzo uważnie, nie przerywając i nie zadając żadnych głupich pytań. Widzę napięte mięśnie twarzy u Jamiego, Lisa natomiast zachowuje stoicki spokój. Kiedy kończę mówić, otrzymuję pełno rad, by tak się tym nie przejmować, że wszystko w końcu samo się wyjaśni, a ja nie powinnam się denerwować. Bez względu na to, że moje serce jest już „zdrowe”. Dostaję od nich tak dużo wsparcia, ile nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić. Przyjaciele zostają ze mną do późnego wieczora, próbując jakoś odwrócić uwagę od tych zagadek i nieporozumień. Kiedy w końcu się zbierają, odprowadzam ich na dół, czekając aż Lisa ubierze płaszcz i buty. Jej chłopak nieśmiało się do mnie uśmiecha, tak jakby chciał mi o czymś powiedzieć, ale nie mógł. Czyżby i on coś przede mną ukrywał? Tego bym nie zniosła. Żegnam się z nimi i wędruje z powrotem do pokoju, skąd dochodzą dźwięki mojego blackberry. Na wyświetlaczu widzę zdjęcie Lisy z naszego wspólnego wypadu do kina kilka miesięcy temu, odruchowo więc odbieram.
- Zapomniałam ci powiedzieć.
Stoję zdezorientowana, nie bardzo wiedząc co ma na myśli.
- Pamiętasz kiedyś mówiłaś mi, że ten cały Jacob… - zaczęła, ale urwałam jej w połowie zdania.
- Nie chcę więcej o nim słyszeć. Chce zamknąć ten rozdział, zacząć żyć jak każda, zwyczajna dziewczyna, zakochać się, chodzić na imprezy i robić te wszystkie niedozwolone rzeczy, których do tej pory nie mogłam robić. Pozwól mi na to, okej?
-  Ale to może ci pomóc…
- Nie. Mam dość na dziś, Lisa, błagam cię. – odpowiadam i nie czekając na jej zgodę, rozłączam się.
To był naprawdę męczący dzień.

***

- Nicole! – z dołu rozlega się głos taty. Niepewnie podnoszę głowę i spoglądam na zegarek. Dwudziesta dwadzieścia. Musiałam przysnąć, szybko więc doprowadzam się do porządku, przeczesując swoje falowane brąz włosy i poprawiając nieco pogniecioną już koszulę. Schodzę na dół, jednak po drodze słyszę, że Paul nie jest sam. Ten dystyngowany śmiech…
- Nikki. Zjesz z nami kolację, prawda? – pyta Anabelle wesoło, urzędując w naszej kuchni wraz z tatą. Sprawnie kroi pomidory do sałatki, zupełnie jakby robiła to dzień w dzień.
- Zaprosiłem Bellę do nas w ramach podziękowań. Bardzo pomogła mi przy organizacji wczorajszego przyjęcia. Mam nadzieję że ci się podobało?
Nerwowo spoglądam to na tatę to na jego koleżankę. Bella? Nie sądziłam, że są ze sobą aż tak blisko. Paul wydaje się jednocześnie szczęśliwy i zawstydzony. Dawno nie widziałam go takiego.
- Podobało mi się. Dziękuję.
- Może chcesz nam pomóc? Mogłabyś podłączyć piekarnik?
Bardzo niepewnie patrzę w stronę gdzie jeszcze w południe zapałki same zapaliły mi się w dłoniach. Szczerze mówiąc nie mam najmniejszej ochoty robić tego po raz kolejny.
- Przepraszam, ale źle się czuję. Chyba pójdę wcześniej spać. – reakcja taty na moje słowa była do przewidzenia. Nieomal upuścił szklaną misę z warzywami, a w jego oczach widzę nieopisany strach.
- Nicole. Błagam. Powiedz, że to nie to co myślę. – szepcze, a mnie robi się strasznie przykro, że wybrałam ten sposób kłamstwa, by uniknąć spotkania w głupim ogniem. Nie chce go martwić.
- To nic takiego. Chyba się wczoraj przejadłam – dodałam, próbując obrócić całą sytuację w jako taki żart. Paul nieco się uspokaja i wraca do swoich zajęć.
- W razie czego będziemy na dole.
Już mam wychodzić, kiedy czuję na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Obracam się i widzę Anabelle, która podaje mi szklankę wody.
- Proszę. To powinno ci pomóc.
Delikatnie się uśmiecham w geście podziękowania po czym biorę duży łyk. Ma paskudny smak, ponieważ jest niemal gorąca.
- Nie mogłabym jednak dostać nieco chłodniejszej? Ta jest okropna i obawiam się, że niewiele pomoże na mój żołądek.
Anabelle wydaję się zbita z pantałyku.
- Wzięłam ją z lodówki.
           Prawie zachłystuję się tym co wypiłam. Mruczę coś w geście przeprosin i natychmiast wędruję na górę. No dobra. To już jest totalne przegięcie.
Szklankę kładę na biurku, tuż obok kwiatów. Pod wpływem impulsu siadam obok prezentów i zaczynam je rozpakowywać. Papier ozdobny miło szeleści podczas jego rozrywania. Kolejna porcja ramek ze zdjęciami moimi, Lisy i Jamiego, a do tego zestaw kieliszków. Czyżby uważali, że nadszedł czas na porządną imprezę? Uśmiecham się pod nosem, przeglądając kolejne pakunki, w których znajduję mnóstwo niepotrzebnych rzeczy od ciotek. Na koniec zostawiam sobie prezent od Jamiego. Jest bardzo ciężki, bynajmniej jak na osobę o mojej wątłej budowie. Ostrożnie pozbywam się wierzchniej warstwy prezentu, by dostać się do wysokiego, prostokątnego pudła. Otwieram je i momentalnie zanoszę się śmiechem, prawie tarzając się po podłodze. Tym razem przeszedł samego siebie. Nie mogę przestać się śmiać, jednak kiedy zaczynam to coraz bardziej analizować, ogarnia mnie przerażenie, a śmiech przeradza się w płacz.
          „Wydaje mi się, że przyda ci się ich takich więcej” – słowa przyjaciela dźwięczą mi w uszach, nie dając o sobie zapomnieć. Jak on mógł mi to zrobić… Jestem cholernie na niego wściekła. Kopię ze złości pudełko, w którym znajduję się gaśnica. Ten oto prezent zafundował mi Jamie.
Jego zachowanie w szpitalu… Nic nie rozumiem. Ale zmuszę go, żeby wszystko mi wyjaśnił, choćby nie wiem co. Krew buzuje w moich żyłach i nerwowo ściskam kulę papieru w dłoniach, zgniatając ją coraz bardziej. Jest mi strasznie gorąco, czuję, jak na moim czole pojawiają się kropelki potu a serce wali jak oszalałe. Zaczyna mi się kręcić w głowie, co tylko potęguje moje odczucia. Po chwili czuję dziwny zapach. Wydaje mi się doskonale znany, jednak dopiero po chwili uświadamiam sobie, że pochodzi z moich dłoni, w których zaczyna się palić zwitek papieru. Odruchowo odrzucam go na podłogę, jednak od razu zdaje sobie sprawę, że to było najgorsze co mogłam zrobić. Palić zaczyna się mój biały, włochaty dywan. Na początku bardzo powoli, jednak ogień szybko przybiera na sile. Nie mając pojęcia co zrobić, ani nie mogąc wydobyć z siebie głosu by zacząć krzyczeć o pomoc, kompletnie tym zaskoczona, łapię za gaśnicę od Jamiego, odbezpieczam i kieruję w stronę gdzie płomienie mają swoje źródło. Na szczęście udaje mi się prędko to ugasić. Otwieram okno by zapach spalenizny nieco uleciał, lecz nie wiem jak całą sytuację wytłumaczę ojcu. Za chwilę na pewno i tak tu przyjdzie, ponieważ dym zdążył się rozprzestrzenić po całym pokoju.
             Siadam skulona na podłodze, rycząc cicho, raz po raz ocierając łzy. Co się ze mną dzieje? Kto mi to w końcu wytłumaczy?

              Mimo wszystko, w duchu dziękuję Jamiemu za prezent.


_______________________________________________________________________

Z góry przepraszam, że dodany z takim opóźnieniem, jednak ostatnie dni, miałam dość pracowite i pełne wrażeń. Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału.
                 Dziękuję bardzo Andro za ten wspaniały szablon. Jak wam się podoba? ;)

15 komentarzy:

  1. Mam niedosyt i co tu z tym zrobić? Cała historia nabiera kolorów.
    Jak dla mnie jest naprawdę dobrze.
    Moge Ci na spokojnie powiedzieć, że gdybyś wydała książkę, bez zastanowienia bym ją kupiła :)
    Jeśli chodzi o Jamiego, wszytko odkrywasz małymi kroczkami. Kiedy czytelnik myśli, że już wie co się dziej robisz mu takie BUM w mózgu i pustka. akcja zmienia się o 180 stopni.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    Przy okazji zapraszam do mnie, pojawił się rozdział drugi,serdecznie zapraszam :)
    http://anja-sora.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo! Od razu mówię, że się nie rozpisuję, bo za bardzo nie mam czasu....
    Rozdział baaardzo mi się podobał! :D Jak zawsze wspaniały! Cieszę się, że bohaterka już... Wraca do pełni zdrowia? No można powiedzieć, że też znowu na jaj twarzy pojawia się uśmiech. Jest szczęśliwa i baaardzo cieszę się z tego powodu!
    Ech. Myślałam, że Jacob się pojawi... Będzie w ogóle jeszcze? Stęskniłam się za nim! Mam nadzieję, że jeszcze wystąpi, bo to jedna z ważnych postaci (chyba). Ciekawi mnie, kim on jest? I dlaczego okłamał bohaterkę?
    Co się dzieje z Nicole ? To ona spowodowała ten pożar?! Wczesniej te zapałki, co same się zapaliły, a teraz ten dywan... Pożar! Jej! Niech ktoś ją ratuje!....
    Czekam kochana na nn! Potopu weny życzę, buziaczki :***
    PS. W wolnej chwili zapraszam do mnie :D
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacob z pewnością się pojawi, ale jeszcze troszkę musisz wytrzymać ;)
      Dziękuję bardzo za miłe słowa, staram się nadrabiać u Ciebie ;)

      Usuń
  3. Nie wiem czy pisałam to już pod jakimś rozdziałem... Jeśli tak, to trudno, powtórzę się :)
    Chciałbym, abyś powiadamiała mnie o nowych rozdziałach w zakładce " powiadomienia" :)
    To na tyle, a i dziękuje za komentarz :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Blizna niczym u Harry'ego Pottera! :D
    Jesteś, oni są naprawdę dobrymi przyjaciółmi, aż się o takich marzy...
    Scena z wodą, zadziwiająca, czemu była gorąca skoro dopiero co wyciągnięto ją z lodówki... I czyżby ojciec Nicole znalazł kogoś dla siebie? Czy Nicole jest z tego zadowolona?

    I gdzie jest Jacob, mam naprawdę nadzieję, że się pojawi! :)

    http://zasnute.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny ;) Jamie jest bardzo tajemniczy :) Swoją drogą to gaśnica jest świetnym pomysłem na prezent, szkoda że nie wiedziałam o tym przed walentynkami :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Wygląd bloga świetny. :3 Czekam na Jacoba. :) Bardzo podoba mi się ten rozdział.
    Życzę weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział genialny. Mam wrażenie, że już niedługo Nicole dowie się, skąd ma te niespodziewane zdolności. W sumie to mam nadzieję, że nastąpi to niedługo, bo sama chciałabym poznać całą prawdę, odnośnie tego, co się dzieje,
    Jamie... Hmmm... chłopak zdecydowanie musi coś wiedzieć. Ten jego prezent. Mam wrażenie, że to wszystko mówi samo za siebie.
    Udało ci się mnie wciągnąć tym rozdziałem. Robi się coraz ciekawiej i tak tajemniczo, że ma się ochotę pochłaniać notkę za notką. Czekam już na ciąg dalszy i życzę weny. Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawa jestem od kogo to serce. Podpaliła dywan hehe;). Gdym ja przypaliła dywan już bym nie żyła. Rodzice by mnie zabili. Ja chcę dalej :D Szaitan

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow. Po prostu Wow. Niezły rozdział. Niestety nie mam czasu pisać więcej, więc weny życzę i powodzenia.
    Pozdro
    LS

    OdpowiedzUsuń
  10. Normalnie mnie zatkało! Przysięgam siedziałam nad klawiaturą i zastanawiała się co napisać!
    Zacznę od pierwszego wrażenia, czyli nowy wygląd bloga - jest genialny. Tak mi się podoba, że o matko! Kolory genialnie dobrane, a nagłówek: szkoda słów! Bardzo mi się podoba. Widać wyraźnie czcionkę i nie zlewa się z tłem, więc jest super ;**
    Rozdział też niczego sobie! Niesamowity talent! Pomysł z gaśnicą był po prostu... brak mi słów. To chyba najlepszy rozdział jaki czytałam! Boże, a ten dywan? Nie mogę uwierzyć, że podpaliła dywan. Ja bym chyba zawału dostała, gdyby coś takiego przytrafiło się mi. Bardziej dla tego, że rodzice na miejscu by mnie zabili xD. Dlatego ja nie mam dywanów w domu...
    Męczy mnie, że nie wiem co chcesz napisać dalej i nie znam całej historii. Czekanie na kolejny rozdział jest takie nudne. A jak przychodzi co do czego, tak szybko się kończy! Nie do wiary, że choć stało się już sporo nadal muszę czekać na zakończenie!
    Czekam nn (mam nadzieję, że dodasz szybciutko!)
    Pozdrawiam
    *Lou*

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział bardzo ciekawy. Naprawdę Jamie miał super pomysł z prezentem. Ciekawi mnie to jak zapalił się ten papierek. Zapewne Nicole ma dar związany z ogniem, ale nie rozumiem tego z wodą. Podgrzała ją czy co? Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i zapraszam również na mojego bloga http://kronika-dark-hills.blogspot.com/. Będzie mi miło jeśli przeczytasz chociaż jeden rozdział. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadrobiłam resztę rozdziałów. Bardzo mi się podoba. Moje myśli błądzą wciąż koło tej szkatułki. Ciekawe co tam jest. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam wszystkie rudziały Twojego bloga i naprawdę sprawiło mi to sporo frajdy. Jest ciekawy i wciągający, chociaż szczerze powiem, że główna bohaterka mnie troszkę irytuję tym ciągłym użalaniem się nad sobą i paniką, która ciągle jej towarzyszy (przykład chociażby na końcu tej notki), ale to tylko moja uwaga.

    Serdecznie zapraszam do siebie, chociaż moje opowiadanie jest trochę mdłe i dopiero się rozkręci.
    http://secret-ring.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej!
    Już nadrobiłam ;)
    Hmm ciekawa moc, którą ma bohaterka, robi się coraz ciekawiej, więc czekam na dalsze części opowiadania :D
    Pozdrawiam i weny życzę :*
    Juliet

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, niezależnie czy pozytywny czy negatywny, daje motywację! :)