.

czwartek, 15 stycznia 2015

Szeptem wypowiedziane



Rozdział III

  
                 Wieczorem, po dniu spędzonym z Lisą na plotkowaniu, oglądaniu serii odcinków Pamiętników wampirów leżąc na podłodze i wpatrując się w świecący drobnym brokatem sufit zastanawiam się nad listem. Z jednej strony może to być zwykły żart, a z drugiej może on naprawdę chce to zrobić. Nie wie o mnie i mojej chorobie jednak dostatecznie dużo, by miało to jakikolwiek sens. Wyciągam list z kosza i sięgam po mój blackberry. Zerkam na numer, który podał i pod wpływem impulsu decyduję się zadzwonić. Głośno przełykam ślinę, gdy rozlega się pierwszy sygnał. Nagle ktoś odbiera, a mnie robi się momentalnie słabo.
- Halo? - w słuchawce rozlega się miły, męski głos. Nie odpowiadam jednak, bo nie potrafię wydobyć z siebie słowa. - Słucham? - mężczyzna ponawia pytanie, a gdy robi to po raz trzeci, odkładam słuchawkę.
Nie dam rady – powtarzam sobie w myślach. Ręce mi się trzęsą i nie potrafię się uspokoić.
- Nicole, wróciłem. - w holu na dole rozlega się głos taty przerywając moje rozmyślania. Schodzę więc do niego by zrobić mu coś do jedzenia. Pomagam mu rozpakować zakupy i zabieram się za przygotowanie kolacji. - Co się dzieje? Źle się czujesz? Jesteś cała blada – ojciec troskliwie przykłada mi dłoń do czoła.
- Nic mi nie jest. To pewnie ze zmęczenia. Lisa dała mi w kość jak zwykle.
Tata przygląda mi się badawczo, odsuwa mi krzesło i gestem nakazuje abym usiadła. Wiem, że nie wymigam się od odpowiedzi. Jest równie uparty w tej kwestii co moi przyjaciele.
- No więc? - ponagla, a ja nie podnosząc wzroku kroję paprykę trzymając ją w rękach.
- To dość dziwne... - biorę głęboki oddech, opowiadam mu o liście i o próbie kontaktu z chłopakiem. - Wiem, że powinnam wyrzucić ten list, a najlepiej od razu go spalić, ale to mi nie dawało spokoju.
- Dobrze, że go nie wyrzuciłaś. - patrzę na ojca ze zdziwieniem. Byłam pewna, że potwierdzi moje obawy. - Zadzwoń do niego. Wytłumacz mu chociaż, że twoja operacja jest bardziej skomplikowana niż myśli. Może to wybije mu te głupoty z głowy. - ostatnie zdanie wypowiada nieco podwyższonym tonem i wychodzi z kuchni.
      
  Jestem skołowana i kompletnie nie wiem już co o tym myśleć, następnego dnia rano wychodzę więc na spacer by na spokojnie nad wszystkim się zastanowić. Wiatr delikatnie muska moją twarz, szczelniej więc otulam się malinowym szalem. Decyduję się na gorącą czekoladę niedaleko Incredible, siadając tak, by móc widzieć to, co dzieje się na ulicy.
       
Tłum ludzi, w którym każdy zmierza w swoją stronę, każdy ma coś do zrobienia. Widzę małą dziewczynkę, która ciągnie za rękę tatusia zapatrzonego w jedną z wystaw biżuterii naprzeciwko. Przystawia swoją małą buźkę do sklepowej szyby i gestem pokazuje coś tacie. Po chwili wchodzą do jubilera, a kilka minut później widzę ją dumnie odsłaniającą wisiorek który podarował jej mężczyzna. Uśmiecham się, obracając w dłoniach mojego starego blackberry. Wchodzę w listę ostatnio wybieranych numerów, zastanawiając się czy powinnam zadzwonić.
Serce bije mi tak szybko, że niemalże je słyszę kiedy oczekuję aż on odbierze.
- Słucham? - znów ten głos, który sprawia, że po ciele przechodzą mi dreszcze.
- Ja... - nie wiem co powiedzieć. Jak mam się przedstawić? Od czego zacząć? Jacob mi to jednak ułatwia i sam zaczyna rozmowę.
- Dzwoniłaś do mnie wczoraj, prawda?
- Tak... Dostałam twój list.
W słuchawce zalega cisza. Tak bardzo się boję, lecz mimo to oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Nicole. Tak masz na imię?
- Tak. – odpowiadam niemalże mechanicznie.
- Dlaczego więc zdecydowałaś się zadzwonić? – Racja. Co ja sobie właściwie myślałam?
- Nie wiem. Byłam chyba ciekawa kto jest tak głupi by robić sobie tak puste żarty. - poziom mojego zdenerwowania ulega podwyższeniu.
- A więc myślisz że to żart. Cóż. Właściwie tego powinienem się spodziewać. Nikt przy zdrowych zmysłach pewnie nie potraktowałby tego poważnie. Ale wiem, że jesteś wrażliwą osobą i zanim całkiem podejmiesz decyzję o spaleniu tego listu przemyślisz to dwa razy.
- Skąd to niby wiesz? - zaczynam się go trochę bać. Przecież zupełnie mnie nie zna.
- Spokojnie. Źle się wyraziłem. Takie sprawiasz wrażenie. Widziałem cię wtedy w szpitalu. Podobały ci się kwiaty?

- To ty mi je przysłałeś? – minęło już trochę czasu od kiedy je dostałam, ale małe ziarenko ciekawości zostało zasiane.
- Nie, były od kogoś innego, ale karteczka wypadła mi po drodze. Znalazłem ją dopiero następnego dnia. Nie pamiętam dokładnie co było na niej napisane. James, Jack?
- Jamie. To pewnie od niego. I mam rozumieć, że nagle doznałeś olśnienia że to właśnie ja mam pomóc ci w twojej samobójczej misji dołączenia do twojej ukochanej? Przecież to niedorzeczne. - niemalże krzyczę, ale od razu się uspokajam przypominając sobie gdzie jestem.
Słyszę jak Jacob głęboko oddycha. Dlaczego ja właściwie jeszcze z nim rozmawiam. Już dawno powinnam się rozłączyć i zapomnieć o całej sprawie. Problem w tym, że moje sumienie nie dałoby mi spokoju.
- Gdzie jesteś? - pyta po chwili, a zanim zdaję sobie sprawę o co mnie właśnie zapytał mija dłuższa chwila, podczas której upuszczam na podłogę łyżeczkę. Dźwięk jaki wydaje natychmiast przywołuje mnie do porządku.
- Dlaczego o to pytasz?
- To nie jest rozmowa na telefon. Spotkajmy się na neutralnym gruncie, wśród ludzi. Myślę, że nie będziesz się wtedy mnie bała tak jak teraz.
          Delikatnie otwieram usta ze zdziwienia. Jak on to robi, że w tak krótkiej chwili potrafi przejrzeć mnie na wylot i uspokoić. Chwilę analizuje wszelkie za i przeciw, a kiedy stwierdzam, że i tak ta cała sytuacja jest dość dziwna, decyduję, że zgadzam się na spotkanie z nim. Podaję mu adres Rosa Caffee i ze zniecierpliwieniem wypatruję nowo wchodzących klientów. Przez chwilę mam ochotę wziąć torebkę i po prostu wyjść nie czekając na niego, ale opanowuję strach i biorę się w garść. Jestem wśród ludzi, co może mi się stać?
           Nerwowo rozglądam się po kawiarni, dopiero teraz dostrzegając urok tego miejsca. Pomieszczenie nie jest duże, ale urządzone w nowoczesnym stylu. W oknach z weneckimi lustrami wiszą białe lampki, które nieco przypominają mi te wiszące na choinkach, ale dodają one niepowtarzalnego charakteru całej, jak mogłoby się zdawać, surowej stylizacji ścian. Mimo iż wokół znajduję się sporo kawiarni, ta jest niemalże pełna. Pełny natomiast nie jest już mój kubek, podchodzę więc do baru oczekując na podejście młodej blondynki, niewiele starszej ode mnie, w pełnym makijażu, która słodko uśmiechając się do mnie, pyta co mi podać. Zamawiam kolejną porcję gorącej czekolady i siadam przy barze. Zamyślona nie zauważam, że obok mnie siada Jacob. Zwracam głowę w jego stronę dopiero, gdy podsuwa mi fotografię przedstawiającą śliczną, krótko ostrzyżoną dziewczynę o niesamowicie delikatnych rysach twarzy. Domyślam się, że to jego narzeczona.
- Była piękna – niepewnie przesuwam dłonią po zdjęciu, a następnie przenoszę swój wzrok na Jacoba. Ubrany jest w czarną, skórzaną kurtkę, a uwagę przykuwają jego nieziemsko szare tęczówki. Kruczoczarne włosy tylko potęgują efekt jaki sprawiają czarne ubrania, które ma na sobie. Mimo iż próbuje się uśmiechać, w jego oczach widzę smutek i ból. Kiedy przyniósł do szpitala kwiaty od Jamiego, pod granatową czapką z daszkiem sprytnie mógł to ukryć, jednak teraz widziałam wyraźnie bliznę na czole w kształcie litery „Y”.
- Była wyjątkowa. Miała na imię Lisa. O chorobie dowiedziała się dopiero w szkole średniej. Wszystko jej się załamało, przestała się do kogokolwiek odzywać, a ze mną zrywała chyba z tysiąc razy. Najgorsze jest to, że nie zabiła jej choroba, tylko jakiś kompletny idiota, który pijany wsiadł za kierownicę.
Zamilkł na chwilę i kątem oka zauważam, że nerwowo zaciska pięści.
- Nie potrafię bez niej żyć. Miałem tylko ją.
- Znam to. - odpowiadam krótko i myślami wracam do sytuacji sprzed dwóch lat, kiedy zdyszana wpadam do szpitala, gdzie w poczekalni na podłodze siedzi zapłakany Paul. Nie musi nic mówić. Domyślam się, że mama przestała walczyć.
            Jacob patrzy na mnie nieco zdziwionym wzrokiem, ale im dłużej mi się przygląda tym bardziej sprawia wrażenie jakby dokładnie rozumiał o czym myślę. Niewypowiedziany ból jaki przeszywa moje serce, prawdopodobnie przenika także przez niego.
- Dlaczego chcesz to zrobić? To znaczy, rozumiem że strata Lisy była dla ciebie bardzo bolesna, ale czy nie wydaje ci się, że życie się na tym nie kończy?


Czarnooki ze zdenerwowania przygryza dolną wargę niemal do krwi.
- Nie zrozumiesz.
            No tak. Nie jestem przecież psychologiem, ani jego ukochaną narzeczoną, więc po co mi w ogóle o czymkolwiek mówić. Zresztą, niech sobie robi co chce. Mam dość. Ta cała sytuacja stała się chora. Wstaję i zbieram swoje rzeczy kierując się do wyjścia, gdy czuję jego ciepły oddech na karku.
- Zaczekaj.
          Mimowolnie się odwracam i widzę jak jego szare oczy się błyszczą. Mogłabym wręcz przysiąc że widzę w nich jakby płomienie. Nie są zaszklone od płaczu i wyglądają dość przerażająco. Jacob zauważa czemu się tak mu przyglądam i szybko mruga, jednocześnie odwracając nieco głowę.
- Pozwól, że cię odprowadzę.
           Otwiera mi drzwi i wychodzimy na zewnątrz. Ruszam w stronę mojego domu bez słowa. Długi czas milczymy, w ogóle nie zwracając na siebie uwagi. W mojej głowie przewijają się setki myśli. Czemu właściwie się na to zgodziłam? Co jeśli naprawdę jest jakimś psychopatą?
Szybko odrzucam tą myśl. Znajdujemy się prawie pod domem, postanawiam w końcu przerwać tą niezręczną ciszę.
- A więc?
Jacob przystaje.
- Jesteś w stanie mi zaufać?
Powoli zaczynam wątpić w swoją dotychczasową odwagę. Wokół nas jest pusto, a ja kompletnie nie wiem z jakim człowiekiem właśnie rozmawiam.
- Jak mogę ci ufać, skoro cię nie znam? Zastanów się. - odpowiadam przestępując nerwowo z nogi na nogę.
- Wiem, że to nie jest proste, ale spróbuj. Twoje życie się zmieni, ale to nie znaczy, że będziesz je miała ułatwione.

         
          
Chyba się zorientował, że patrzę na niego jak na kompletnego idiotę. Kto normalny wygaduje takie rzeczy. Mimo to Jacob ujmuje moją dłoń, a ja momentalnie się uspokajam. Jego oczy znowu błyszczą, ale tym razem się z tym nie kryje.
- Fuego – szepcze, po czym jak gdyby nigdy nic odchodzi.


        
Stoję jak słup i nie mam kompletnie pojęcia, co przed chwilą zaszło. Nie jestem w stanie wydobyć z siebie choćby słowa. Co to do cholery miało być?!
Wolnym krokiem wchodzę do mieszkania i od razu ruszam do pokoju, gdzie kładę się na łóżko. Moje myśli krążą wokół zdarzeń dzisiejszego ranka.


Każdy komentarz to motywacja ;)

12 komentarzy:

  1. Cudowne. :D Każdy rozdział strasznie mi się podoba. Piszesz wspaniale, ale już to pisałam. xd Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :3
    Dziękuje za czytanie mojego bloga. Twoje komentarze są dla mnie naprawdę ważne i przydatne. :)
    Życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Genialny. Cieszę się, spotkała się z Jacob'em.
    Czekam nn.
    Zapraszam do sb w niedzielę(pojawi się 1 rozdział)
    *Lou*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko,i wgl piszesz genialnie :D xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Poza tym ten cały facet wydaje mi się strasznie tajemniczy. Jestem ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie. Czy Nicole zgodzi się w końcu na jego propozycje? Co prawda jest to strasznie pokręcone, ale trudno postawić mi się na jej miejscu...
    Zastanawia mnie też tytuł tego opowiadania "magia fuego". Tym bardziej, że to drugie słowo pasło w tym rozdziale...
    Cóż czekam na więcej i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Serio niezłe! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, a jeśli chodzi o porady to nie mam pojęcia co ci napisać. Nie jestem niestety specem od tego, ale wiem, że tytuły rozdziałów są fantastyczne :D
    http://ksiazki-ms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział mega! ^.^ Nie dziwię się, że Nicole za pierwszym razem, jak dzwoniła do Jacoba nie odezwała się i się rozłączyła. Ja chyba też bym tak zrobiła. Nawet nie wiem, czy w ogóle zgodziłabym się na jego proporcję. Cieszę się, że Jacob się pojawił już w tym rozdziale. Szczerze to nie sądziłam, że pojawi się teraz xD Polubiłam faceta. Mam nadzieję, że się jeszcze pojawi (: Ciekawi mnie tylko sytuacja, co wydarzyła się pod koniec. Interesujące. Nie dziwię się, że Nicole tak zareagowała ^.*
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no Jacob! ♥
    Rozdział cudowny i masz od mnie komentarz jako motywację. Przesyłam pozytywną energię, łap i nie puszczaj! :D

    http://vampireandmillionaire.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny, ich spotkanie, obiecujące. Czuję, że oni naprawdę mogą razem być (wieczna romantyczka ze mnie). Jak on to "fuego" powiedział to aż mi serce zadrżało, myślałam, że nagle coś się stanie! Trochę niepokojąco tajemniczy jest ten Jacob, coś z nim nie jest ok. Jestem bardzo, bardzo zaciekawiona!

    http://zasnute.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm.. Fuego w końcu pojawiło się to magiczne słowo... Ciekawe co to oznacza. Co do zachowania Nicole to jest ono w zupełności zrozumiałe. No bo kto normalny wyskakuje z tekstem: Hej słyszałem, ze jesteś chora. Może przypadkiem chcesz moje serce? Bo widzisz mam na zbyciu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tajemniczy jest, bardzo. Ale już go lubię :)Umie namąci w głowie :)
    Co prawda jego podejście jest trochę dziwne... no ale co tam :) Lubie szare oczy i ludzi którzy mają niezbyt pospolita psychikę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Na razie przystanek 3 rozdział, niesamowicie szybko piszesz te rozdziały, ja coś nie mam czasu o.O Chłopak kojarzy mi się (nie wiedzieć czemu) z tym z "Szeptem". Powiem Ci, że podoba mi się, bardzo, jak w tak krótkim czasie można zrobić taki progres o.O oświeć mnie ! XD Nie no generalnie podoba mi się. tylko mogę się przyczepić do tego, że narracja czasem ci się myli i gdzieś tam wyżej zamiast szarooki napisałaś czarnooki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej!
    Spodobał mi się ten Jacob i rozdział oczywiście cudowny, to Twoje opowiadanie strasznie wciąga :D
    Pozdrawiam,
    Juliet

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, niezależnie czy pozytywny czy negatywny, daje motywację! :)